03 lipca 2013

"Szczęśliwa zamiana" - Katee Robert




Tytuł: Szczęśliwa zamiana
Tytuł oryginalny: Wrong Bed, Right Guy
Autor: Katee Robert
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczenie: M. Kittel, E. Spirydowicz, K. Post-Paśko
Data wydania: styczeń 2013
ISBN: 978-83-241-4528-7
Liczba stron: 256
Cena: 29,8 zł
Natalia - moja ocena: 6,5/10




Od czasu wydania jednej z najsłynniejszych serii erotycznych (tak, mowa o Greyu, którego recenzji się doczekacie) przez konkurenta na rynku wydawnictwo Amber zaczęło inwestować w literaturę “Fifty Shades like”. Gina Maxwell, Laura Kaye, Cherrie Lynn i wiele innych - w tym Katee Robertsi jej “Szczęśliwa przemiana”. Czytałam ją niedługo po premierze i dziś, z okazji wydania drugiego tomu tej serii, postanowiłam ją dla Was zrecenzować.

Elle Walser pracuje w galerii sztuki i jest zakochana w swoim szefie. Postanawia nawiedzić/odwiedzić go jednej nocy w łóżku i uwieść. W tajemnicy dostaje się do jego domu, wchodzi do pokoju, rozbiera i wkrada do łóżka, a następnie przeżywa jedno z najlepszych dotychczas erotycznych doświadczeń w życiu. Mężczyzna jednak nagle się odzywa, zapala się światło i bańka mydlana pryska - on nie jest tym, którym miał być! Jednak oboje wiedzą, że coś między nimi zawrzało i że grzechem byłoby puścić to w niepamięć. Czy zawalczą o uczucie?

Historia rodem z niejednego średniawego Harlequinu. Są fragmenty tragiczne i nudne, są też ciekawe i pochłaniające uwagę. Jednak jeśli liczycie na sceny erotyczne i pikantność, to możecie sobie pomarzyć. Z tego co pamiętam, były takie maksimum dwie, więc gdzie tu jakiekolwiek podobieństwo do “Pięćdziesięciu twarzy Greya”? Było ono w “Przeznaczonej do gry” - mocno przesadzonej swoją drogą, jest w Crossie (właśnie pochłaniam), pojawiło się nawet w romansie paranormalnym “Wściekły głód” czy nawet w “Rozkoszy nieujarzmionej”, w której raczej więcej było erotycznego napięcia niż jako takich scen seksu, ale wciąż ich liczba jest większa niż w książce reklamowanej hasłem “Fifty Shades… like” (w stylu “Pięćdziesieciu twarzy…”). Widać, że wydawcy zależy jedynie na sprzedaniu książek na fali Greya, zamiast na ich dobrej jakości, ale w końcu Amber można nazwać rekinem na rynku książkowym, więc czemu się tu dziwić. Niemniej moja sympatia do wydawnictwa trochę zmalała po kilku tanich romansidłach sygnowanych podobieństwem do Greya. Tu nawet nie było żadnej większej chemii poza pewnym ciekawym spotkaniem w barze (bardzo popularny motyw, ale niemal zawsze mi się podoba).



Dwa słowa o bohaterach.
Ona - Elle, szara myszka, która pewnej nocy ni z tego, ni z owego wskakuje jakiemuś facetowi do łóżka, nie upewniając się wcześniej, czy to na pewno on. Nagle straciła całą nieśmiałość? Kurczę, to chyba prawdziwy książę z bajki, że wystarczyły sekundy, by tak ja odmienił - i to raz w jedna stronę, a potem z powrotem - to Ci dopiero sztuka!
Pracuje w galerii sztuki i jest jedna z najbardziej obeznanych osób w sztuce, przez co szef za nic nie chce jej pozwolić na odejście (o którym ona nawet nie myśli, bo przecież tak go kocha, wszystko o nim wie, etc.).
On, Gabe Schultz, jest zaś… bratem szefa dziewczyny. Spędza noc u brata zaraz po przyjeździe do miasta i nachodzi go w łóżku dziewczyna. Jakżeby mógł zaprotestować, nie? Stereotypowy harlequinowy Casanova. I jeszcze potem wszystko opowiada bratu, który od razu wie, o jaką kobietkę chodzi i stwierdza, że bardzo chętnie się pośmieje z prób podrywu brata.
Mężczyzna ma własne studio tatuażu, które z kolei dziewczyna uważa za wielką sztukę… - o, tyle dodam dla smaczku.

Fabuła jest boleśnie do przewidzenia. Czytałam te książkę po mamie i ostrzegła mnie, że to typowy Harlequin, ale byłam ciekawa. Miło się czytało, naprawdę, to lektura w sam raz na leniwy wieczór. Nie wymagajcie jednak niczego ambitnego ani porządnej pikanterii - there’s none. Ot, dobrze jest się przy takiej książce zapomnieć o Bożym świecie i oddać lekturze, bo mile pozwala odpocząć i zrelaksować się po ciężkim dniu.

Oprawa graficznie jest za to śliczna, wydanie też zadbane, dobrze wszystko opracowane, korekta świetna - nie wyłapałam żadnego błędu ortograficznego ani interpunkcyjnego. Czcionka jest w sam raz, a okładka jest prześliczna jak większość amberowych.

Ach, i język - nie wiem, jak w oryginale i na ile wierne jest tłumaczenie (przeczytałam ostatnio Harrego Pottera w oryginale i nawet nie macie pojęcia, jak wielkie są odchylenia w przekładzie!), ale poziom językowy jest bardzo dobry, lepszy od historii. Kolejna rzecz, dzięki której przyjemnie się czyta.

Spodziewałam się czegoś porządnego, a otrzymałam średniej jakości Harlequina w ładnym opakowaniu. Wciąż jest on lepszy od obecnie wydawanej przez wydawnictwo Harlequin serii “Kiss”, która reklamowana jest jako tak bardzo zabawna, a humoru w niej ledwie okruszki, ale o tym innym razem. Lektura jest wspaniała na leniwy wieczór, ale jeśli chcecie ja przeczytać, to nie kupujcie za inną cenę niż promocyjną. Ewentualnie czatujcie w bibliotekach. Miło się czyta, za co daję 6,5/10.

9 komentarzy:

  1. Właśnie też zauważyłam, że na rynku ostatnio jest bardzo dużo powieści erotycznych. Które niestety nie są dla mnie i tej książki też raczej nie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co się dzieje teraz z powieściami erotycznymi to jak epidemia.

      Usuń
    2. Tyle że to nie jest erotyk. Bardziej harlequin w ładnym wydaniu.

      Usuń
  2. Nie nie, podziękuję:) Czytałam ostatnio Greya i szczerze mówiąc średnio spodobała mi się ta seria, więc w zasadzie mam dosyć tego typu książek na jakiś czas. A jeśli ta książka jest dodatkowo kiepska, to mówię jej stanowcze nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to jest tylko sygnowane Greyem, ale nie ma z nim ani trochę wspólnego.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Amber ma w ogóle w tej serii świetne okładki. Szkoda, że wnętrze gorsze.

      Usuń

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.