19 lipca 2019

"Po prostu pycha", czyli jak zostałam królową w rodzinnej kuchni

Przez lata mama wypędzała mnie z kuchni, ile mogła. Chyba przerażało ją, jak podczas smażenia placków ziemniaczanych zadymiałam całe mieszkanie. Ostatnio jednak zmieniła trochę zdanie dzięki moich staraniom z przepisami z książki "Po prostu pycha".
~ * ~

Od czasu do czasu sięgam po kolejne książki kucharskie w nadziei, że znajdę w nich przepisy dla kulinarnego laika jak ja. Problem tkwi jednak w tym, że zazwyczaj wszystko, co mnie zainteresuje wymaga wyłożenia sporej sumy na składniki, o ile część w ogóle da się łatwo znaleźć. Zdarzało mi się już łapać za głowę, czytając o rzeczach dostępnych tylko w Kuchniach Świata lub w ogóle ledwo osiągalnych na polskim rynku dla szarego człowieka. Na szczęście przy korzystaniu z przepisów Joanny Małagowskiej, autorki bloga "Po prostu pycha"  i teraz również książki o tym samym tytule, niemal nie było tego problemu (z kilkoma wyjątkami, o których wspomnę w dalszej części tekstu).

Książka obfituje w najróżniejsze przepisy - od śniadań, przez obiady, po desery. Od pysznych placków bananowych, przez zupy-kremy, po sałatki z wędzonym łososiem. Znajdziemy tu zarówno bomby kaloryczne, jak i nieco "odchudzone" wersje potraw, na widok których ślinka cieknie w trymiga. 

Przede wszystkim jednak przepisy, które serwuje autorka, gwarantują przepyszne posiłki. Przez ostatnie 2 miesiące co i rusz wracałam do jej pomysłów, testując co i rusz nowe dania.  Inne zaś co jakiś czas powtarzałam, by za każdym razem dodać lub zmienić jakiś składnik i zaserwować bliskim co prawda to samo, ale za to w nowym wydaniu. I o dziwo - gdyż do tej pory uważam, że umiejętności kulinarnych nie posiadam żadnych (potrafiłam spalić jajecznicę czy przegotować ziemniaki), byli zadowoleni z każdej potrawy, którą zrobiłam na podstawie przepisów blogerki. Niezależnie od tego, czy były to słodkie placuszki bananowe lub pankejki z borówkami na śniadanie, czy szakszuka z papryką i jajkami sadzonymi (zamiast kiełbasy z przepisu dodawałam czasem pieczarki, a innymi razy skupiałam się tylko na papryce i pomidorach), czy przepyszny makaron ze startą cukinią, do którego dodaję też poszatkowane pieczarki (mniam, dziś znowu robiłam - istne niebo w gębie!), każdy kulinarny "wynalazek" spotykał się z ich zachwytami i błyskawicznym wyczyszczeniem talerza z zawartości.

"Po prostu pycha" jest zresztą pełna nie tylko przepisów, ale też zdjęć z propozycją formy podania i pewnym wzorcem, do którego powinniśmy dążyć pod kątem finalnego wyglądu. Na ich widok nie można nie poczuć głodu - daję słowo! Do tego w środku znajdziemy również małe wstawki zdjęciowe przedstawiające autorkę z umieszczoną obok wypowiedzią jej autorstwa na temat jej stosunku do gotowania i różnych aspektów tego etapu życia.

Do całej publikacji mam jedynie jedno zastrzeżenie, które do tej pory dało mi się we znaki przy robieniu placuszków bananowych i borówkowych oraz naleśników budyniowych - źle stworzone proporcje. Ciasto na każdą z tych potraw wychodzi zdecydowanie za rzadkie, przez co gdy formujemy placki lub naleśniki na patelni, to zanim górna warstwa jakkolwiek się utwardzi, by móc spokojnie obrócić ciasto, spód już dawno jest przypalony (o ile już nie spalony). Próbowałam zagęszczać, dodając więcej mąki lub bananów, ale niestety bezskutecznie (a też nie chciałam nagle dosypać podwójnie większej ilości niż wymagana według receptury).

Mimo tego małego mankamentu "Po prostu pycha" jest pierwszą książką kucharską, z której 
aż tak często korzystam. Do tego sprawiła, że przekonałam się do gotowania i zaczęłam bawić się tym, co zaserwuję na śniadanie czy obiad. I to chyba najważniejsze! 

Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak.

2 komentarze:

  1. Nie znam wymienionych przepisów, ale mogę podpowiedzieć z własnego doświadczenia ;)
    W przypadku naleśników nie zawsze da się idealnie podać ilość mąki, ponieważ za każdym razem mamy do czynienia z innymi składnikami (wielkość jajek lub banana, jakość a nawet wilgotność mąki). W przypadku zbyt szybko przypalających się naleśników, szybkość smażenia lub patelnia mają bardzo duże znaczenie. Mam jedną ulubioną, na której wychodzą idealne cienkie naleśniki i nawet pierwszy nie idzie do kosza ;)
    Za to na drugiej, nawet żebym stanęła na głowie, nigdy nie wyjdą idealne :)
    Pozdrawiam,
    K.M.Ł.

    OdpowiedzUsuń
  2. U, książka ciekawa i o sensu jej posiadania dyskutowałyśmy już na IG
    A co do gotowania to fajnie, że i tutaj lubisz próbować.
    Ja do tego tematu jako tako przekonałam się za młodu, jak dostałam książki "Dzieci gotują", czy coś takiego. Do dziś lubię niektóre przepisy. Jednak żałuję, że nikt mi wtedy nie pozwolił, ani nie pomógł przetestować tych, które wymagały pieczenia

    OdpowiedzUsuń

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.