18 października 2016

Muzyka lekiem na wszystko:
"Uratuj mnie" Anny Bellon


Każdy człowiek potrafi wymienić chociaż jedną książkę, która zajmuje szczególne miejsce w jego sercu, mimo że nie uzyskała najwyższej oceny pod słońcem. Ja mam takich kilka i jedną z nich pragnę dzisiaj dla Was zrecenzować.

~ * ~


Tytuł: Uratuj mnie
Autor: Anna Bellon
Wydawnictwo: Znak (OMGBooks)
Data wydania: 28 września 2016
Liczba stron: 304
Ocena: 7/10

"Uratuj mnie" to jedna z największych sensacji polskiego Wattpada. Anę Le Fay znają tysiące czytelników, którzy przyczynili się do onieśmielającego wyniku ponad 1,5 miliona wyświetleń historii Ani w ciągu zaledwie 2 lat od rozpoczęcia jej przygody pisarskiej. Teraz książka dostępna jest dla szerszego grona dzięki wydawnictwu Znak, które podjęło się wydania debiutu młodej polskiej autorki, którego analizą dzisiaj się zajmiemy.

Od tragedii, która zmieniła życie Mai minęły trzy lata. Dziewczyna wciąż jednak nie umie pogodzić się ze stratą i izoluje się od rówieśników. Do dnia, w którym w wyniku zbiegu okoliczności poznaje Kylera. Wystarczy kilka nut, by ta dwójka nieznajomych stała się sobie niezwykle bliska. Chwytają się tej relacji jak ostatniej deski ratunku i walczą o to, by pomogła im w ratunku.
Czy uda im się uratować siebie nawzajem?

Do lektury "Uratuj mnie" zabierałam się przez dość długi czas - poniekąd za radą autorki, która poprosiła, bym nie czytała wersji publikowanej w serwisie Wattpad, tylko poczekała na egzemplarz papierowy. Gdy ten przybył do domu, byłam na warsztatach tanecznych w górach, zaś gdy wróciłam, porwała go do lektury moja rodzicielka. W końcu trafił do mnie i przyznam otwarcie, że celowo nie czytałam tej historii zbyt szybko. Chciałam ją przeżyć i spróbować lepiej poznać młodą debiutującą autorkę przez tę powieść, szczególnie że mam tę przyjemność znać ją osobiście. Od razu uprzedzam jednak, że ten fakt nie ma żadnego wpływu na tę recenzję, o czym sami się przekonacie.

Jako że książka należy do gatunku New Adult, oparta jest na znanym schemacie tragedii z przeszłości. Zarówno Maia, jak i Kyler, przeżyli odmienne traumy, z którymi nie do końca umieją sobie poradzić. Obydwoje szukają ocalenia i ratunku. Wspólnie potrzebują pokonania demonów przeszłości. I tu zaczyna się problem, gdyż Maia jako zamknięta na innych dziewczyna w bardzo szybkim tempie otwiera się na Kylera. Zdziwiło mnie tempo rozwoju tej relacji i przez pewien czas uznawałam je za duży minus, po czym zastanowiłam się nad własnym życiem i doszłam do wniosku, że to przecież nic nieprawdopodobnego. Sama mam w życiu kilka takich osób, na które otworzyłam się niemal w mgnieniu oka, wyjawiając nawet jedne z najmroczniejszych sekretów. Może zajęło mi to minimalnie więcej czasu niż Mai, niemniej nie mogę uznać tego za coś nierealnego, gdyż byłabym hipokrytką.

Autorka stworzyła również wiele postaci drugoplanowych, które wzbudzają całą gamę emocji. Oczywiście nie wszystkie, część pozostała mi obojętna do samego końca powieści. Niemniej pojawia się Ash i Ollie, których nie można nie uwielbiać, oraz ojciec Kylera, którego da się jedynie nienawidzić. Przyznaję jednak, że zabrakło mi dodania większej głębi każdej z tych postaci. Mimo że kolejne tomy serii mają opowiadać o innych członkach zespołu The Last Regret, powinni oni zostać nieco bardziej przedstawieni czytelnikowi już w pierwszej części, by mógł nawiązać z nimi pewną więź już na początku wspólnej przygody.

Niezwykle ważną rolę w historii pełni muzyka. Nie tylko dlatego, że Kyler i Maia wraz z grupą znajomych zakładają zespół. Istotniejsze jest to, jak wiele można dowiedzieć się o bohaterach dzięki tekstom piosenek. To one opowiadają nam o ich uczuciach i mocno nadrabiają za szybko pędzącą - na łeb, na szyję! - narrację. A że cała historia bazuje na wyjątkowym znaczeniu muzyki w życiu każdej z postaci, to uważam tak dokładne opisy uwag podczas treningów za dowód porządnie wykonanego reaserchu, za co przyznaję ogromny plus (mimo że kilka razy zastanawiałam się, co dany zwrot czy słowo znaczny w muzycznym slangu).

Język jest typowo młodzieżowy, co nie jest żadnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że Anna Bellon napisała te historię w wieku 18 lat. Zdarzyło się kilka literówek, ale zrzucam to poniekąd na niedokładną korektę. 
Warsztat pisarski na pewno wymaga dopracowania - "Uratuj mnie" to w dużej mierze dialogi oparte na świeżo pojawiających się w głowach bohaterów myślach, co nie zawsze wychodzi realistycznie. Ponownie jednak zaznaczam, że biorąc pod uwagę wiek autorki, jest naprawdę nieźle. 
Muszę też zwrócić uwagę na pogrubienie niektórych zdań i fragmentów - jednym może to przypaść do gustu, drugich drażnić, a jeszcze innych w ogóle nie obejść. Niemniej coś takiego występuje dla podkreślenia przesłania książki.

"Uratuj mnie" Anny Bellon to udany debiut autorki na polskiej scenie. Z pewnością przydałoby się tej historii trochę dopracowania, lecz przy wczytaniu się w nią nietrudno zauważyć płynące z niej mądrości. Według mnie powieść będzie doskonałym prezentem dla nastolatek lubiących powieści znanych pisarek z gatunku Young/New Adult.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Znak oraz autorce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.