UWAGA! Ogłoszenia!
Jako że w lipcu 2013 zniknie możliwość obserwowania innych blogów, uruchomiłyśmy fanpejdż na Facebooku oraz Google+ - obie rzeczy znajdziecie w prawym menu zaraz pod obserwatorami naszego bloga. Zapraszamy do polubienia nas na Facebooku oraz dodania do kręgów Google+.
Również w ciągu najbliższych 2 tygodni zamierzamy ogłosić konkurs :) Zastanawiamy się też nad jakimś wyzwaniem, może rozpoczniemy jakieś w trakcie wakacji.
-------------------------------------------------------------------------------------
Autor: Larissa Ione
Tytuł: Rozkosz nieujarzmiona
Tytuł
oryginału: Pleasure Unbound
Seria:
Demonica, tom I
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Tłumaczenie: Kinga Składanowska
Data wydania: lipiec 2012
ISBN: 978-83-613-8614-8
Liczba stron: 408
Cena: 35,9 zł
Natalia – moja ocena: 10/10
„Niemal słyszał, jak wali jej serce, dzieląc ciszę na
fragmenty i rozbijając jego myśli.”
Są książki, które wybiera się po okładkach. Są też takie, w
przypadku których trzeba przeczytać opis historii, by się przekonać. Są i te,
na które decydujemy się dzięki sympatii do wydawnictwa lub opinii jednego z
ulubionych autorów na okładce. W
przypadku „Rozkosz nieujarzmionej” Larissy Ione kierowałam się tymi wszystkimi
punktami, ale nie ukrywam, że okładka i tytuł zaczarowały mnie od pierwszej
chwili. Nie od dziś wiadomo, że wolę bardziej niegrzeczne historie, więc ta
książka od razu stała się dla mnie „must have”. Polowałam na jakąś okazję lub
dzień, gdy będę mieć trochę pieniędzy, by móc ją sobie kupić, aż w końcu w
styczniu tego roku ją dorwałam na zakupach z rodziną. Niestety mogłam do niej
zasiąść dopiero niedawno i w sumie sama nie wiem, czy żałować, że tak długo
musiałam czekać z lekturą. Dlaczego?
Tayla Mancuso jest strażniczką Aegis i zabójczynią demonów.
Od wielu lat ma pewien dość krepujący problem, bowiem z powodu traumatycznych
przeżyć nie potrafi doświadczyć spełnienia podczas stosunku. Po jednej z walk,
w której ginie jej koleżanka, wraz z rannym demonem trafia do szpitala dla
demonów, gdzie poznaje przystojnego i jakże seksownego doktora Eidolona. Nie
wie jeszcze, że jest on Seminusem, czyli demonem, który specjalizuje się w
dawaniu swoim partnerkom nieziemskiej rozkoszy. W wieku stu lat przechodzi
drastyczną przemianę i zatraca się w szaleństwie… o ile nie znajdzie do tej
pory partnerki na stałe. Obydwoje płonią z pożądania, które szybko
wykorzystują, ale doktorek nie jest zadowolony z efektów swojej współpracy z
Taylą. Ciąży mu to na dumie i honorze, że nie potrafił dać jej spełnienia i
przez to nie potrafi wyrzucić dziewczyny ze swoich myśli. Jej głowy zaś nie
zaprząta nikt inny niż sam Eidolon. Szybko okazuje się jednak, że zabójczyni
będzie musiała zdradzić jedyną osobę w szpitalu, która nie pozwoliła nikomu jej
skrzywdzić i która posiada informacje mogące zaważyć na jej życiu.
Po moich recenzjach i stosikach chyba widać, że uwielbiam
romanse paranormalne. A już te dla starszych czytelników wręcz połykam. Jak to
leciało w słynnej polskiej piosence? „Ja mam dwadzieścia lat, ty masz
dwadzieścia lat, przed nami siódme niebo!” – rzeczywiście, „Rozkosz nieujarzmiona”
zapewni wam wejście do siódmego nieba, zarówno pod względem jakości fabuły,
kreacji postaci, jak i (jeżeli ktoś lubi) pikantnych scen. A to, że
przeczytałam ją jeszcze przed dwudziestymi urodzinami i to w ciągu jednego dnia,
to taki malutki szczególik.
Na początku powiem wam tylko, że jeśli po tytule i okładce
stwierdziliście, że książka jest jednym wielkim erotykiem, jesteście w błędzie.
Takie sceny występują, oczywiście, ale można je policzyć na palcach jednej
ręki. Więc jeśli odłożyliście książkę z obawy przed erotyką, fear not.
„Jej prosty czarno - biały świat nagle zyskał milion odcieni
szarości.”
Końcówka powyższego cytatu od razu przywołuje u mnie
skojarzenie z pewną erotyczną trylogią. I jako fanka Greya muszę przyznać jedną
rzecz – trylogia ta nie umywa się nawet do „Rozkoszy nieujarzmionej” i sposobu
ukazania chemii między bohaterami. To, czego dokonała autorka, to po prostu
mistrzostwo. Eidolon i Tayla odbywają zarazem kilka schadzek, ale niemal w
każdym ich geście i spojrzeniu czuć, jak bardzo siebie pragną. Nie potrzeba
żadnego BDSM, uległości, bicia czy ogółem różnych niesmacznych rzeczy. W „Rozkoszy
nieujarzmionej” wszystko opiera się na tej subtelnej, ale przedstawionej bez
pruderii erotyce.
Kilka słów o postaciach – akcja skupia się na demonach, a
głównie
na Eidolonie i jego rodzeństwie, które w pierwszym tomie serii Demonica
zostało wepchnięte w szufladkę z napisem „wątek poboczny”. Nie oznacza to
jednak, że nie pojawiają się inne paranormalne istoty. Mamy tu m.in. wampiry
czy zmiennokształtnych, ale w o wiele mniejszych ilościach. Każda postać
została naprawdę genialnie wykreowana, nawet jeżeli nie odgrywa najważniejszej
roli w historii (jak np. bracia Eidolona lub przełożeni Tayli).
Tayla Mancuso oficjalnie została jedną z moich ulubionych
bohaterek literackich. Dziewczyna ma świetny charakter i sposób bycia – jest
odważna, inteligenta, sprytna, momentami zabawnie uparta, złośliwa – gdy trzeba
(a rozmowy z Eidolonem zdecydowanie tego wymagają) i skrywa niejeden sekret.
Jest również nieświadoma wielu rzeczy dotyczących bezpośrednio jej i rodziny, o
których dowiadujemy się wraz z nią na kartach książki. Uwielbiam takie
historie, gdzie odkrywamy historię głównych postaci oraz różne ważne dla nich
elementy przeszłości wraz z nimi, zamiast mieć wszystko podane na tacy.
Eidolon zaś został jednym z moich ulubionych bohaterów
męskich. Niegrzeczni faceci królują od jakiegoś czasu w literaturze, ale co ja
mogę na to poradzić, że ulegam takim typkom – pod tym względem łatwo zdobyć we
mnie czytelniczkę, wystarczy stworzyć sarkastycznego seksownego bohatera.
Przyznam wam, że rozpływałam się, gdy Eidolon co chwila przypierał Taylę do
ściany. Dzięki warsztatowi pisarskiemu pani Ione niezwykle łatwo było wyobrazić
sobie, że jestem Taylą i to mnie Eidolon trzyma w swoich objęciach.
Ale ja w ogóle jestem specyficzna pod tym względem ;)
O stylu pani Ione nie można powiedzieć nic złego – sceny
seksu są dobrze opisane, bez niepotrzebnych wulgaryzmów, ale też bez
zastępowania części kobiecego ciała wymyślnymi nazwami jak u Anne Rice (słynna
„płeć”…?!). Autorka świetnie operuje językiem, dzięki czemu historię naprawdę
szybko i przyjemnie się czyta. Podziękowania też dla tłumaczki, która utrzymała
językowy poziom tekstu.
Jedyny element, który mogę zarzucić pani Ione, to kilka
kwestii, które miały bawić, a w rzeczywistości trochę brzydziły, przykładowo:
„- A poza tym... Rany, koleś. Prędzej wepchnąłbym fiuta w
nieżyjącego od miesiąca trupa.
- Mogę się założyć, że już to robiłeś.
- To eliminuje konieczność przytulania się po seksie.”
Sami widzicie. Zabawne i niesmaczne zarazem. Jednak takie
momenty w ogóle nie odbiły się na moim ogólnym uwielbieniu do książki.
Oprawa graficzna jest cudna. Lubię, gdy zapowiedź erotycznej
atmosfery jest połączona z wiszącym w powietrzu mrokiem i niebezpieczeństwem i
tutaj wydanie spełnia to wymagania. W ogóle muszę przyznać, że jeszcze ani razu
nie zawiodłam się na Papierowym Księżycu pod tym względem – ich wydania są
jednymi z najpiękniejszych na moich półkach. Aż się chce mieć książkę dla samej
okładki.
Książkę dodaję do wyzwania "Czytam fantastykę", "Paranormal romance" i "Urban fantasy".
PS. O rany, widzieliście, ile to ma tomów? Normalnie wycałuję wydawnictwo Papierowy Księżyc po drukarkach, jeśli wydadzą wszystkie! :)
PS. O rany, widzieliście, ile to ma tomów? Normalnie wycałuję wydawnictwo Papierowy Księżyc po drukarkach, jeśli wydadzą wszystkie! :)
Świetna ksiazka:)
OdpowiedzUsuńPo znajomości Ci zdradzę, że sama miałam grzeszne myśli podczas czytania tej książki :p
UsuńBardzo chcę przeczytać tę powieść, i mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda :).
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam zdobywać ją wszelkimi możliwymi sposobami, bo jest niesamowita :)
UsuńWcale nie zniknie ta opcja. Ma zostać zlikwidowane jedynie google reader.
OdpowiedzUsuńCo do książki. Wybacz, ale nawet nie skończyłam nawet czytać recenzji. Bo wiem, że nie dla mnie.
A co do pytania, zadanego na moim blogu: kupowałam je w normalnym sklepie. ;)
Obserwatorzy mają zniknąć niedługo po nich jak tak, bo mamy się całkowicie przełączyć na Google+.
UsuńWiadomo, nie wszystko wszystkim pasuje.
To zajrzę do jednego z nich jutro.
Hmmm, świetna recenzja. Może się skuszę. :)
OdpowiedzUsuńPowieść od dłuższego czasu stoi na mojej półce i mimo moich naprawdę sporych chęci i ogromnej ciekawości względem niej, zawsze odciąga mnie coś innego :P
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu znalazłabym dla niej czas jak najprędzej, naprawdę warto :)
UsuńMuszę koniecznie przeczytać! : )
OdpowiedzUsuńMa to wlasnie w igrzyskach czegos brakowalo... Delirium po prostu kocham! <3
OdpowiedzUsuńOd samej okładki robi się cieplej hehe;) Chętnie przeczytam. Dodaję i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuń