03 stycznia 2016

Oceniamy autentyczność antyków w "Moebius: Empire Rising"
[Cały świat gra #1]

Dosłownie dwa dni temu zapowiadałam Wam wprowadzenie recenzji gier komputerowych i już mam pierwszą z nich. Zacznijmy od przygodówki, o której słyszało naprawdę niewiele osób, w której zaszalejemy z cynicznym handlarzem antyków, Malachim Rectorem.

~ * ~

Tytuł: Moebius: Empire Rising
Tytuł oryginalny: Moebius: Empire Rising
Wydawca: IQ Publishing
Gatunek: przygodowa
Data wydania: 27.11.2014 (Polska)
Ocena: 6/10

Kampanie kickstartowe mają to do siebie, że osoby wpłacające pieniądze mają swoje oczekiwania wobec opłaconego produktu. Nie można się więc dziwić wymaganiom, jakie powinna była spełnić produkcja Jane Jensen, autorki takich hitów jak m.in. Gabriel Knight. „Moebius: Empire Rising" stanowi przykład gry, której nie udało zrealizować się zgodnie z założeniami przedstawionymi graczom finansującym produkcję i wydanie. Nie twierdzę jednak, że jest zła. Za to z pewnością nie spełnia oczekiwań.

„Moebius: Empire Rising" to gra przygodowa. Kierujemy w niej Malachim Rectorem – cynicznym handlarzem antyków. Wyróżnia się on fenomenalną pamięcią fotograficzną, której mógłby pozazdrościć mu niejeden kolekcjoner czy detektyw. Dlatego przyjmuje zlecenia z całego świata...i z całkiem niezłym wynagrodzeniem. Pewnego razu Malachi otrzymuje specyficzną ofertę od tajnej organizacji rządowej F.I.T.A. – ma wyruszyć do Wenecji i zebrać informacje o charakterze młodej Włoszki oraz jej przeszłości, a tym samym przyczynić się do rozwiązania sprawy tajemniczego zamordowania dziewczyny. Oryginalność tego śledztwa polega jednak nie tylko na tym, ale też na wymogu dopasowania życia zamordowanej do jednej ze znanych historycznych postaci. Z czasem okazuje się, że możemy odkryć znacznie więcej niż historię zamordowanej dziewczyny, a dodatkowo – nie musimy robić tego w pojedynkę.

W pierwszym kroku muszę pochwalić fabułę. Może nie wszystko jest na tip-top, lecz niezwykle spodobał mi się pomysł na porównywanie napotkanych ludzi do postaci historycznych. Nie znam gry, która opierałaby się na takich łamigłówkach, a że kilka okresów historii mnie interesuje – jak poruszony w produkcji starożytny Egipt – to czułam się pod tym względem usatysfakcjonowana. Spodobał mi się również swego rodzaju wątek paranormalny, sugerujący, że współcześnie żyjący ludzie w ogóle mają swoich odpowiedników w postaciach historycznych. Zagadki same w sobie opierały się głównie na systemie point'n'click oraz kilku mini-grach, które nie powinny jednak stanowić żadnego wyzwania dla zaawansowanych graczy.

Malachi ocenia, czy dany przedmiot jest podróbką.
Źródło screena: www.gamespot.com

Również niezmiernie spodobała mi się możliwość wykonania portretu psychologicznego postaci na podstawie jej mimiki, gestów i zachowania. Mamy taką możliwość przed każdą rozmową z nową postacią. Jeśli wybierzemy prawidłowe odpowiedzi, podczas dialogu otrzymamy dodatkowe opcje. Podobnie sytuacja wygląda przy ocenie przedmiotów i osądzaniu, czy są marnymi podróbkami, czy też autentykami.

Muszę tutaj jednak zwrócić uwagę na koszmarną sekwencję w finale, gdy przychodzi nam błądzić w podziemnym labiryncie. W tym momencie czekałam już tylko na zakończenie i byłam naprawdę mocno zirytowana faktem, że na sam koniec rozgrywki twórcy dołożyli tak bezcelowy element.

Jedna z iście sherlockowych łamigłówek. Oceniamy napotykane postaci po różnych dostrzeżonych drobiazgach w ich wyglądzie i postawie.
Źródło screena: www.gameinformer.com

To jednak dopiero pierwszy minus na ich niezbyt krótkiej liście. Jak wspominałam we wstępie, po grze opłaconej przez fanów oczekiwałoby się czegoś, co rzeczywiście powala na ziemię. „Moebius: Empire Rising" niestety na tym polu dość mocno zawodzi. Produkcja wydaje się niedopracowana i nie do końca przemyślana, a brak napięcia, którego oczekiwałoby się od takiej przygody, wydaje się niemal namacalny. Razi również liniowość gry. Wszelkie akcje, które wprowadzają cokolwiek do fabuły, wymagają zachowanej zgodności z zaplanowanym przebiegiem rozgrywki. To niestety potrafi nieźle irytować, gdy okazuje się, że musimy krążyć w tę i z powrotem, bo bohater dopiero po pewnym czasie dochodzi do wniosku, że może jednak warto było wziąć przedmiot z poprzedniej lokacji.

Grafika również nie rzuca na kolana. Animacja jest niesamowicie sztuczna. Postaci są wyidealizowane i wylizane jak manekiny. Nie cechują się zbyt naturalnymi ruchami czy mimiką, czego Malachi jest idealnym przykładem. Ich wygląd kojarzy się trochę z The Sims 3. Na szczęście jest chociaż technologia 3D i całkiem przyzwoite wnętrza. Krajobrazów jednak nie pochwalę. Widać było jednak, że dałoby radę wprowadzić lepszą grafikę po bardzo dobrze wykonanych komiksach, przedstawiających m.in. dość ważną scenę z dzieciństwa głównego bohatera.

Gra oferuje nam niezłe widoki. Wraz z Malachim odwiedzamy różne rejony świata.
Źródło screena: www.usgamer.net

Przejście gry zajęło mi łącznie kilkanaście godzin, więc nie spędziłam nad nią zbyt dużo czasu, co w przypadku tej przygodówki stanowi zaletę. Soundtrack niewątpliwie umilił rozgrywkę, która z czasem stała się niestety dość schematyczna. Z jednej strony nie żałuję, że zagrałam w „Moebius: Empire Rising" ze względu na ciekawy pomysł zagadek związanych z postaciami historycznymi i tworzeniu portretów psychologicznych niczym cumberbatchowski Sherlock Holmes. Z drugiej strony wiem jednak, że mogłabym znaleźć produkcję z ciekawszymi zagadkami, lepszą grafiką i wszystkim tym podanym w korzystniejszej cenie.

Recenzja napisana została dla portalu Secretum.pl.

13 komentarzy:

  1. Gry to zupełnie nie moja bajka, ale gratuluję nowej serii notek na blogu ;) Powiew świeżości zawsze dobrze zrobi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie o to mi chodziło :) Coś świeżego i jednocześnie pokazującego Wam moje nieksiążkowe zainteresowania ;)

      Usuń
  2. Podoba mi się Twoja recenzja. Sama mam niewiele czasu, żeby po tego typu gry sięgać, ale uwielbiam strategie więc może do czegoś mnie w przyszłości zachęcisz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoj, a mnie akurat komiks wybitnie się nie spodobał (nie żeby grafika w grze się opodobała...). Komiks jest narysowany z takim "rozmachem", że trudno rozpoznać twarz głównego bohatera w poszczególnych kadrach. I to nie dlatego, że tak się szybko na nich starzeje - po prostu komiks został narysowany bardzo niechlujnie.

    Jeśli przymknie się oko na oprawę graficzną, to gra okazuje się całkiem przyjemna i momentami naprawdę wciąga i bawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja się na komiksach nie znam, nie czytam, więc tutaj sobie pozwoliłam na troszkę nieprofesjonalne stwierdzenie ;)

      Usuń
  4. Kiedyś lubiłam grać w gry komputerowe, ale teraz już raczej za tym nie przepadam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gry to nie moja bajka, ale w Simmsy grałam :D Nie jest ze mną źle :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja dawno grałam w jakąś grę - zdecydowanie mnie zachęciłaś do powrotu do tego zajęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio nie mogę się oderwać od Dragon Age: Inkwizycja :D Polecam całą serię.

      Usuń
  7. Nie gram w gry, więc niestety nie skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.