08 stycznia 2021

"Córka Czarownic" - przepiękna opowieść o magii i dojrzewaniu


Pozwólcie, że zabiorę Was do pewnego królestwa, w którym pewna dziewczynka, wychowywana przez Czarownice, próbuje zrozumieć otaczający ją świat i przede wszystkim... siebie.




Tytuł: Córka Czarownic
Autor: Dorota Terakowska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 22 stycznia 2014
ISBN: 9788308053027
Liczba stron: 360
Cena: ok. 25 zł
Patrycja - moja ocena: 9/10


Córkę Czarownic czytałam pierwszy raz będąc nastolatką. Wypożyczyłam ją z biblioteki szkolnej, będąc całkowicie urzeczoną samym tytułem. Chyba już wtedy podświadomie wiedziałam, że mam w sobie coś z czarownicy. Niemniej, od tamtego czasu najbardziej utkwiło mi w głowie po tej lekturze uczucie zachwytu. Zachwytu treścią, wykreowanym światem, mnogością alegorii i tym, jak zmyślnie Dorota Terakowska, w pozornie książce fantastycznej, pokazała największe ludzkie przywary jak i cechy charakterystyczne dla najlepszych z nas. Teraz natomiast, przy drugim podejściu do tej książki, mam zdecydowanie więcej lat na karku i bardzo dużo doświadczeń życiowych już za sobą, dzięki czemu patrzę na wydarzenia tutaj opisane pod jeszcze innym kątem. Ale o tym potem.

Na pierwszych stronach Córki Czarownic poznajemy Dziecko oraz jego Opiekunkę. Pozornie w żadnej z nich nie ma niczego szczególnego; ot, kilkuletnia dziewczynka z umazaną buzią oraz kobieta, wyglądem przypominająca staruchę. Obydwie próbują przetrwać dzień za dniem, ucząc się siebie nawzajem. Miejsca, w których mieszkają, są zawsze oddalone od większych skupisk ludności, więc Dziecko nie ma specjalnej styczności ze swoimi rówieśnikami. Nie rozumie również wielu dla nas dość normalnych zachowań, takich chociażby jak matczyna troska, przytulenie, okazywanie uczuć, miłość.

Dla mnie, jako matki, jest to nienaturalne, by kilkulatka wręcz nie tryskała emocjami na prawo i lewo, nie zdając sobie sprawy z ich wagi, pochodzenia oraz przede wszystkim roli. W końcu emocje są nieodłączną częścią wyrażania siebie. Jednakże Dziecko tego nie wie. Opiekunka, jakkolwiek dba o dziewczynkę, naprawdę bardzo dobrze, nie uczy Dziecka ekspresji, lecz wręcz przeciwnie - spokoju, opanowania i momentami, przynajmniej dla mnie, pewnego wyzucia z emocjonalnej części każdego z nas. Może również dlatego, że sama nie była tego nauczona? Tego nie wiem, mogę jedynie przypuszczać.

Z czasem, gdy Dziecko rośnie, zaczyna zauważać pewne zmiany u swojej Opiekunki. Okazuje się, że wcale nie jest kolejną typową staruchą ze wsi. Gdy nie ma nikogo obok kobieta prostuje się, jej twarz staje się dużo młodsza a oczy, wcześniej przygaszone, przepełnione są bólem oraz wiedzą, o której teraz już nikt nie pamięta. Niedługo potem, gdy Opiekunka oraz Dziecko muszą opuścić swoją dotychczasową kryjówkę, kilkuletnia dziewczynka poznaje całkowicie nowe rzeczy - strach, dzikich Najeźdźców oraz... magię. I ze wszystkich tych nowości właśnie to ostatnie zainteresuje ją najbardziej. Wtedy też dowiadujemy się, że Opiekunka jest Czarownicą, jedną z niewielu, które jeszcze żyją, a Dziecko nie jest tylko dziewczynką o jasnych włosach i oczach niczym niebo przed burzą. Jest, a przynajmniej Czarownica ma taką nadzieję, kimś więcej, choć nie zdradza przed swoją podopieczną żadnych szczegółów.

W trakcie czytania książki obserwujemy dorastanie wychowanki Czarownicy. Z Dziecka przekształca się w Dziewczynkę, kolejno w Panienkę i Dziewczynę by w końcu poznać swoje prawdziwe imię - Luelle - a potem wraz z nim swoje pochodzenie. Przy okazji dowiadujemy się o istnieniu kolejnych Czarownic, które, jako ostatnie strzegą nie tylko wiedzy magicznej, wspomnień o Wielkim Królestwie lecz także naszej głównej bohaterki. Wychowują ją najlepiej jak potrafią, nie zawsze jednak zapewniając jej wszystko, czego potrzeba. Drugą stroną medalu jest też to, że Luelle od momentu, w którym ją poznajemy, przejawia silne cechy charakteru, niekoniecznie pozytywne, które, jak u każdego, można jednak przekuć w dobro, jeśli tylko użyjemy do tego odpowiednich narzędzi.

W moim odczuciu Córka Czarownic to pozycja, którą warto przeczytać, by lepiej zrozumieć jak bardzo złożonym procesem jest dorastanie, szczególnie bez kochających nas rodziców. Bez świadomości bycia chcianym, a ze stopniowo narastającą presją, że trzeba stać się kimś wielkim, że oto na tych barkach spoczywa Los nie tylko tej jednostki, lecz i całego Królestwa. To też świetna opowieść o dziejach ludzi, którzy wyciągali wnioski z przeszłości, by potem w oparciu o doświadczenia przodków kreować przyszłość i zapewnić lepsze życie nie tylko najbliższym, lecz wszystkim dookoła. Jest to też swoista przestroga przed zbytnim zachłyśnięciem się utopijnym szczęściem, gdyż nie jesteśmy nigdy w stanie przewidzieć, czy za granicami naszego Wielkiego Królestwa nie czai się groźny Najeźdźca, który czeka na odpowiedni moment, by zaatakować.

Dorota Terakowska stworzyła arcydzieło, które odbiera się inaczej w zależności od wieku, w którym się je czyta. Wiem, że za jakiś czas, gdy moje córki będą większe, wrócę do tej lektury, z pełną świadomością, że dojrzę w niej jeszcze coś innego, niż ostatnim razem. I jestem przekonana, że będzie to wiedza zdecydowanie lepsza, niż ta, którą możemy znaleźć w tak powszechnych teraz poradnikach dla rodziców. Z całą świadomością polecam Córkę Czarownic każdemu, kto pragnie iść przez życie bardziej świadomie, z pełną mocą autorefleksji ale i z nadzieją, że przeżyte doświadczenia to lekcje, dzięki którym jesteśmy jeszcze lepsi, jeśli tylko postaramy się choć trochę, aby wyciągnąć z nich wnioski.



Plusy:

  • ciekawa historia królestwa, w którym rozgrywa się akcja
  • dobrze napisane postacie czarownic-mentorek (choć nie są przesadnie gadatliwe!)
  • dużo metafor oraz alegorii
  • magia!

Minusy:

  • wstęp może się wydawać trochę nudny, ale warto brnąć dalej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.