06 sierpnia 2025

Czy warto robić notatki podczas czytania? Plusy, minusy i moje sposoby


Kiedyś uważałam robienie notatek podczas lektury za stratę czasu. Dziś bardzo je doceniam.

Nie wiem, jak Ty, ale ja miewam fazy. Czasem czytam jak dzika, nie zatrzymując się nawet na łyk herbaty. Innym razem każda strona jest jak pretekst do przemyśleń, analizy, podkreślenia cytatu, napisania czegoś na znaczniku. No właśnie – notatki. Czy warto je robić podczas czytania? I jeśli tak, to jak nie popaść w przesadę i nie zamienić książki w zeszyt z lekcji języka polskiego?

Sprawdziłam. Popełniłam błędy. I mam kilka przemyśleń.



Plusy notowania (czyli co zyskujemy, bazgrząc po książkach i nie tylko)

Po pierwsze: lepiej pamiętasz. Jeśli coś zapiszesz, to nie tylko zatrzymujesz się na dłużej przy danym fragmencie, ale też podświadomie uznajesz go za ważny. Cytat, który Cię uderzył, pomysł, który zainspiruje – to wszystko nie umknie gdzieś między listą zakupów a planami na weekend.

Po drugie: łatwiej wrócić do książki po czasie. Serio – wystarczy kilka notatek na znacznikach samoprzylepnych lub powciskanych między strony kolorowych zakładek, by po miesiącach przypomnieć sobie, dlaczego ta historia była dla Ciebie istotna. I nie musisz czytać jej od nowa, żeby znowu poczuć jej sens.

Po trzecie: rozwijasz własne refleksje czytelnicze. Notatki nie muszą być poważne – mogą być zabawne, ironiczne, absurdalne. Ale już sama próba ubrania w słowa tego, co myślisz, sprawia, że Twoja relacja z tekstem staje się bardziej osobista. A o to przecież chodzi, prawda?

Minusy notowania (bo nie wszystko złoto, co podkreślone)

Notowanie to też pułapka. Bo jeśli masz tendencję do przesady – jak ja w czasach intensywnego blogowania – możesz zacząć traktować każdą książkę jak egzaminacyjny podręcznik. Czytanie przestaje być przyjemnością, a staje się zadaniem. A przecież nie każda historia musi być „analizowana” – niektóre po prostu chcą być przeżyte.

Inna rzecz: rozprasza. Jeśli co chwila sięgasz po ołówek, zatrzymujesz się, cofasz, szukasz kolorowych zakreślaczy (które i tak zawsze znikają w czeluściach fotela), to tempo czytania siada. A bywa, że książka chce być pochłonięta w jeden wieczór – bez przerw, bez komentarzy, z sercem w gardle. Wtedy warto odpuścić.

No i kwestia estetyczna: czy bazgrać po książkach? Dla niektórych to profanacja, dla innych forma miłości. Ja jestem gdzieś pośrodku – nigdy nie używam długopisów czy ołówków w samej książce, ale za to używam wielu znaczników samoprzylepnych.

Moje sposoby (czyli jak robić notatki i nie zwariować)

📌 Zakładki indeksujące – kolorowe, samoprzylepne, idealne na cytaty, momenty „wow”, i te, które potem chcę wrzucić na bloga.

📌 Ołówek – mój przyjaciel – delikatny, z możliwością wymazania, nie kaleczy papieru, a zostawia ślad.

📌 Notatnik obok łóżka – tak, brzmi jak banał, ale ile razy zdarzyło Ci się zapomnieć myśli, która przyszła podczas lektury? Notuję od razu, zanim ucieknie.

📌 Aplikacja do notatek – kiedy czytam e-booki, z pomocą przychodzi Kindle (czy inny czytnik). Klik, zaznaczone, zapisane. Minimum wysiłku, maksimum korzyści.

📌 Pisanie po lekturze – czasem zamiast notować w trakcie, można też spisać myśli po ostatniej stronie. Krótka opinia, ulubiony cytat, jedno zdanie podsumowania. Prawie jak pamiętnik czytelniczy (nawet jeśli dla mnie nieco niezrozumiały, bo jak tak można pisać po książce...).

Więc… czy warto robić notatki podczas czytania? Moim zdaniem – tak, ale z umiarem. Tak, żeby nie zgubić przyjemności w analizie. Żeby nie zamienić się w nauczycielkę języka polskiego we własnym domu. Bo najważniejsze w notatkach – jak w czytaniu – jest to, żeby były Twoje. Autentyczne, nie na pokaz, nie dla algorytmu.

A Ty? Notujesz? Podkreślasz? Czy traktujesz książki jak świętość, której nie wolno tknąć nawet oddechem? Daj znać – jestem ciekawa!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.