14 września 2018

Czy przystojniak Vi Keeland może być "Tylko Twój"?

Po fantastycznym "Bossmanie" oczekiwałam równie przyjemnej lektury po kolejnej książce Vi Keeland, która ukazała się w trakcie wakacji nakładem Wydawnictwa Kobiecego. Czy słusznie?
~ * ~


Vi Keeland jest jedną z tych autorek literatury kobiecej, które w bardzo krótkim okresie uzyskały spore zainteresowanie polskich czytelniczek. O ile sama nie jestem fanką serii MMA Fighter jej autorstwa, o tyle do tej pory podobały mi się jej jednotomowe historie. Po rewelacyjnym "Bossmanie" bez wahania sięgnęłam po wakacyjną premierę pt. "Tylko Twój". Tylko że coś się chyba popsuło.

Sydney jest niedoszłą - zgodnie z własną decyzją - mężatką. Mimo braku ślubu dochodzi wraz z przyjaciółką do wniosku, że skoro miesiąc miodowy na Hawajach nie dojdzie do skutku, a wycieczka została dawno opłacona, warto byłoby go zamienić w typowo babski wyjazd i trochę odżyć po mocno ograniczającym ją związku. Pomiędzy drinkami i relaksem na plaży Syd poznaje przystojnego Jacka - milionera, przy którym zapomina o wszelkich zmartwieniach. Jednak gdy nadmorski flirt przeradza się w coraz większe uczucie, wszystko zaczyna się zmieniać. 

Sięgając po "Tylko Twój" oczekiwałam humoru, namiętności, romansu... ale także rozsądku ze strony bohaterów. Nie wszystko otrzymałam. 

Największym plusem tej historii jest przyjaźń Sydney i Sienny. Z ogromną przyjemnością czytałam ich wspólne sceny, śledziłam rozmowy, a momentami niemal przyklaskiwałam czarnowłosej piękności, gdy pomagała Syd w mniejszych i większych problemach. Wierzcie mi, że taką Siennę każda kobieta chciałaby mieć u boku. 

Sama Sydney wzbudziła z początku moją sympatię, jednak ta powoli rozwiewała się z kolejnymi rozdziałami książki, gdy coraz bardziej przestawała rozsądnie myśleć przez romans z Jackiem. Coraz częściej załamywałam ręce, obserwując, jak pozwala mu na niektóre zachowania, które nie powinny mieć miejsca w normalnej miłosnej relacji. Wyraźnie czułam, że Jack traktuje Syd po prostu jak zabawkę seksualną, której w każdej chwili może zaproponować seks, w sumie nawet bez dłuższej rozmowy, i ona powinna się zgodzić. A niedoszła panna młoda niespecjalne protestowała...

Historia Jacka, którą odkrywamy wraz z kolejnymi wydarzeniami, wydawała mi się również nie do końca przemyślana. Cieszyło mnie, że cały wątek konfliktu z ojcem był doprawiony małą zemstą, jednak biorąc to pod uwagę, miałam wrażenie, że romans przystojniaka z Sydney coraz bardziej tracił logikę.

W końcu temat rzeka, czyli ten nieszczęsny seks. Tak monotonnej książki w tym temacie nie czytałam chyba od czasów Crossa. Tutaj wszystko było takie samo. Nudne. Powtarzalne. Bez charakteru. Bez namiętności - nie wiem, gdzie bohaterowie ją widzieli. Naprawdę.

Niezmiernie denerwował mnie też pewien niezrozumiały zabieg tłumaczki - otóż jedno słowo pozostało przez całą książkę nieprzełożone, mimo iż posiada swój odpowiednik w języku polskim. A że wyraz ten miał zrozumiałą skłonność do występowania w scenach erotycznych, było to tym dziwniejsze, gdyż odwracało uwagę od tego, co dzieje się w tak wyjątkowym przecież momencie (chociaż w sumie z czasem seks stał się dla bohaterów elementem powszednim). Wiem, że obecnie uznaje się, że język angielski to podstawa, ale na przykład moja mama nigdy się go nie uczyła i nie miała zielonego pojęcia, co znaczy clitoris i czemu wsadzili to do scen łóżkowych. Też tego nie rozumiem. Mamy dość ładną i wdzięczną polską nazwę tego elementu anatomicznego, a mianowicie "łechtaczka", więc czego się tu wstydzić? 
Poza tym drobnym elementem nie mogę przyczepić się do reszty tłumaczenia. Pod kątem językowym książkę czyta się naprawdę dobrze i płynnie. Wszelkie zastoje wywołane są raczej problemami z fabułą i brakiem pomysłu na logiczne poprowadzenie jej.

Wiem, że to nie jedyna powieść Vi Keeland, której trochę brakuje porządnego redaktora, który zwróciłby uwagę pisarce, co trzeba poprawić, jednak skoro inne podobne tej książki zyskały grono zachwyconych czytelniczek, być może "Tylko Twój" również przypadnie tym z Was do gustu. Ja spodziewałam się czegoś na miarę "Bossmanna", a otrzymałam lekturę taką jak jedne z pierwszych jej autorstwa na polskim rynku, których perełkami gatunku na pewno bym nie nazwała.

Egzemplarz recenzencki.

4 komentarze:

  1. Mam ją w planach, ciekawe jak ja ją odbiorę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie daj znać. Jak dla mnie była po prostu nielogiczna :(

      Usuń
  2. Po Bossmanie i Egomaniacu ja również byłam mocno zawiedziona tu przez Keeland 😂. Osobiście zwaliłam winę na fakt, że między tym, co tak bardzo mi się podobało, a tą pozycją jest 5-letnia różnica wydawnicza - co pokazuje, że pisarka naprawdę poprawiła swój warsztat 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tego nie sprawdzałam! To może faktycznie być to!

      Usuń

Na blogu korzystam z zewnętrznego systemu komentarzy Disqus. Więcej na ten temat znajdziesz w Polityce Prywatności Bloga.